Witajcie!
Przychodzę dzisiaj do Was z postem na temat tego czego nie lubią moje włosy:) Zapewne wiecie jak włosy potrafią kaprysić, mimo to bardzo je lubię. Nadal twierdzę, iż włosy są ozdobą kobiety. Najtrudniejszą sztuką jest nauczyć się o nie dbać tak, aby zachwycały. Powiem Wam szczerze raz wychodzi mi to lepiej raz gorzej, ale zawsze staram się je zadowolić w trudne dla nich dni jak Bad Hair Day!!!!!!
Jak już kiedyś Wam o tym pisałam mam włosy wysokoporowate i zawsze na tyle suche z natury, że mycia bez nawilżania nie ma!!!
- To czego nie lubią moje włosy to przede wszystkim wilgoci jaka wytwarza się po deszczu. Mają tendencję to wchłaniania cząsteczek wody i podwaja się objętość na mojej głowie:) Włosy są już na takim etapie, kiedy stan nawilżenia staram się utrzymywać na stałym zadawaląjącym je poziomie. Natomiast nie zmienia to faktu, że kiedy po koczku ślimaczku są ładnie wygładzone to odrobina wilgoci lekko je porowaci. Niestety!
- Następną rzeczą, jakiej nie lubią moje włosy to letni upał, czyli prażące słońce. Kiedyś w przeszłości, kiedy moja pielęgnacja nie była tak bardzo złożona, po skończonym dniu przebywania na słońcu moje włosy zdawały się być w dotyku jak papier. Te wakacje stoją pod znakiem bardzo mocnej ochrony przed słońcem i utrzymywaniu na włosie warstw ochronnych chroniącym go przed przesuszaniem. Prażące słońce też daje im w kość i przesusza bardzo mocno. Zabezpieczanie, zabezpieczanie, zabezpieczanie!!!!!!
- Kapryśne loki nie lubią szarpania podczas rozczesywania. Chyba jak każde włosy nie lubią ciągnięcia, ponieważ bardzo szybko się uszkadzają. Mają bardzo delikatną strukturę i dzięki temu o uszkodzenia nie trudno. Dlatego zawsze kiedy po myciu je rozczesuję obchodzę się z nimi bardo delikatnie, spokojnie rozczesując grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami.
- Być może dla niektórych z Was może wydać się to dziwne, ale moje loki nie lubią trzymania zbyt długo masek. Kiedy czytam, że niektóre z Was nakładają maski na włosy i trzymają w kompresie na przykład godzinę....to wracam myślami do moich kłaczków i porównuję mój czas trzymania, który średnio wynosi 15 min. z maską na głowie. Gdy trzymam dłużej niż zwykle, włosy staja się przekarmione. Choć jest jeden wyjątek, kiedy nakładam na włosy mix masek i odżywek przed myciem i trzymam około godziny....ale o tym w osobnym poście. Będzie krótkie sprawozdanie z tego rytuału.
- Pewnie większość z Was to zjawisko również dotyczy, czyli czas stosowania tych samych kosmetyków do włosów. Niestety moje włosy nie lubią stosowania tych samych kosmetyków przez dłuższy czas. Bardzo szybko się przyzwyczajają i kosmetyki nie wywołują oczekiwanego przeze mnie efektu. W rezultacie włosy reagują momentami nawet odwrotnie niż powinny. Zaczynają się puszyć i nawet stają się przesuszone zamiast dobrze nawilżone. Jak do tej pory wyjątek stanowi maska do włosów Kallos Keratin, jednak i tak mam zamiar teraz zamienić ją na Latte.
- To o czym powiem, pewnie także dobrze Wam znane, czyli nakładanie olei, gdzie w konsekwencji włosy nie dostają nawilżenia na przykład za pomocą miodu itp. Zawsze kiedy olejuję włosy nakładam maski i odżywki z półproduktami nawilżającymi tak by miały wszystkiego pod dostatkiem. Jak wiemy oleje potrafią przesuszyć czasem włosy. Kiedyś dawno temu nie świadoma tego iż przez oleje włosy mogą stać się suche olejowałam nie nakładając żadnych nawilżaczy....szybko się zorientowałam o co w tym chodzi.
- Moje kapryśne loki nie lubią także nakładania zbyt dużej ilości masek i odżywek podczas jednego zabiegu pielęgnacyjnego ani też za mało. Kiedy myję włosy i nałożę tylko odżywkę zauważam, że nie są dostatecznie dociążone, ale też z kolei, kiedy zastosuję bardzo bogate urozmaicenie produktowe wydają się być przekarmione i lekko suche. Co więc pozostaje? Nauczyć się równowagi, co w cale nie jest proste.
- Większość z Was zachwyca się tym półproduktem a ja na niego narzekam. ALOES!!!!! Niestety moje włosy się z nim nie lubią. Powiem Wam jaki efekt zaobserwowałam u siebie. Kiedy zastosuję go na włosy zamiast być dobrze nawilżone są suche i sianowate. Mogę porównać to do lekkiego przeproteinowania włosów. To im nie sprzyja. Więc muszę obejść się smakiem i wzdychać czytając jak działa świetnie na Wasze włosy. Znalazłam więc bardzo dobry odpowiednik, a mianowicie miód, o którym już nie raz u mnie słyszałyście.
- Jeżeli narzekam już na składniki kosmetyczne to sprawa ma się bardzo podobnie z masłem shea, które jest mocno uwielbiane nawet przez kręconowłose. Efekt mam podobny jak po aloesie, tyle, że w tym wypadku puch jest większy:( Sławna odżywka z Garnier z avocado mając w składzie masło shea jest wykluczona z mojej listy kosmetyków pielęgnacyjnych.
- Wszystkie kosmetyki naturalne, czyli takie, które nie zawierają w składzie choćby najprostszego silikonu są moimi wrogami. Wcale nie chodzi tu o to, że oklejam swoje włosy mocnymi silikonami, ponieważ takich nie stosuję. Mam na myśli przede wszystkim to, że moje włosy są bardzo podatne na uszkodzenia i szybko oddają wodę w nich zawartą. Aby ograniczyć urywanie włosa, ochronić go przed czynnikami zewnętrznymi staram się korzystać z kosmetyków, które całkowicie nie wykluczają silikonów. Przy naturalnej kuracji moje włosy zamiast rosnąc w siłę i nabierać dobrej kondycji marnieją. Jestem tą włosomaniaczką, którą nie podrażniają lekkie silikony i pielęgnują włos. Te z Was, które mają być może włosy bardzo, bardzo wysokoporowate, wiedzą iż taki włos pielęgnowany delikatnym, lekkim kosmetykiem lekko się podniszcza i to nie dlatego, że skład jest nie zdrowy ale dlatego, że taki włos potrzebuje uelastycznienia, ponieważ sam w sobie nigdy taki nie będzie. Pielęgnacja bezsilikonowa nie dla mnie!
Moje drogie oto moja sławna dziesiątką. Być może, któryś z wymienionych przeze mnie punktów mamy wspólny. Na pewno znalazłoby się coś jeszcze. Na sam koniec kilka zdjęć moich kręciołów. Niestety mój aparat ma ciężkie dni i posiłkowałam się tabletem.
Jestem bardzo ciekawa czego nie lubią Wasze włosy? Mamy coś wspólnego?
Pozdrawiam
Monique